Ślepa Temida


Kiedyś zadałem jednemu, nieżyjącemu już parlamentarzyście, pytanie : „ Czy uważa Polskę za państwo prawa, a jeśli tak, to co, przez to określenie rozumie?”. Nie potrafił odpowiedzieć. Im dłużej robie zdjęcia dla prasy, i stykam się z różnymi historiami, coraz trudniej mi samemu sobie na nie odpowiedzieć.

Młoda mężatka, z dzieckiem trafia na, bodajże półtora roku do aresztu. Powód, konflikty rodzinne. Do jej zatrzymania wybitnie, jak wynika z dokumentów przyczynił się mąż, robiący aplikacje sędziowską. A nakaz aresztowania podpisał sędzia będący jego promotorem. Jakieś tam jeszcze były zawirowania związane z ograniczeniem władzy rodzicielskiej, ale tak zagmatwane, że najbardziej doświadczeni dziennikarze sadowi, nie potrafili tego rozwikłać.

Wymęczona aresztem kobieta, młoda ładna kobieta, postanawia walczyć. Jedyne co jej pozostało to protest. Wszelkie formy prawne, zostały jej odebrane przez czas, który spędziła w więzieniu. Jak to mówią adwokaci : „ terminy odwołań przeleciały”.

Pojawia się na korytarzu sądu, ze śpiworem, materacem, i rozbija obóz pod drzwiami promotora męża. Ten wiedząc co się szykuje, znacznie wcześniej oddalił się z budynku i nikt z mediów nie był w stanie się z nim skontaktować. A przedstawicieli mediów jest na korytarzu sporo. Tłum właściwie, aż trudno przejść. Powoduje to pewne przerażenie u podsądnych, udających się na swoje rozprawy. Co chwilę słychać pytania co tu się stało. Dziennikarze nie kryjąc sympatii opowiadają w skrócie, historię kobiety, zainteresowanym osobom. Sama protestująca, też chętnie opisuje swoją historię, zaznaczając, że pozostanie tu jak długo będzie mogła. Chyba, że usuną ją siłą.

Czekamy razem z nią. Fotoreporterzy, dziennikarze, operatorzy. Wyczuwam w nastrojach, że wszyscy stoją po jej stronie. To co opowiada, o tym co przeszła, i w jaki sposób potraktowały ją sady i administracja, jeży mi włos na głowie. I sądzę, że prawdę mówi. Po tylu latach pracy, w większości przypadków jestem w stanie wyczuć najmniejszy fałsz.

Po paru godzinach pojawia się policja, i stanowczo, choć grzecznie prosi przedstawicieli prasy o opuszczenie gmachu sadu. Kobiety nie zaczepiają. Jakby jej nie widzieli. A na pytania, „ Co z tą panią?”, udają, że nie słyszą.

Wszystkie medialne hieny, z ociąganiem kierują się ku schodom, cały czas rejestrując samotną dziewczynę w otoczeniu policjantów, na sądowym korytarzu.

Ja zmierzam w kierunku windy, i to nie z lenistwa bynajmniej. Żona namówiła mnie na kino. „Pasję” Mela Gibsona. No i stygmaty mi wyszły. Nieoświetlone stopnie w Multikinie, chwila nieuwagi, i trach. Noga skręcona i do gipsu. Za parę dni maja mi go już zdjąć, kul już od tygodnia nie potrzebuję, to poprosiłem kolegę, i wozi mnie do roboty, na różne zdjęcia. Chociaż, koledzy mieli niezły ubaw, bo na jednej nodze mam but, a na drugiej taką dziwną zrobiona na drutach skarpetę. Żaden bucior nie pasuje.

I tak dokuśtykałem do tej windy, z kolegą szoferem i czekamy. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mam w kadrze pusty korytarz, bez policji, i samotna kobietę na materacu. Takich ujęć nikt nie ma.

Nagle gdzieś z góry dobiega mnie basowy męski głos:

– A dla was potrzebne specjalne zaproszenie??? – dwumetrowy policjant o posturze byka, patrzy na mnie z góry – Na piśmie podesłać….

– Nie trzeba. Czekam na windę – mówię trochę rozbawiony, bo jakiś diabeł ciśnie mi na usta celna ripostę…

– A schodami nie łaska??? Za ciężko????

– Może mnie pan znieść. Jak pan chce – odpowiadam patrząc mu głęboko w oczy, i pokazując gips – Z tym na nodze, windą łatwiej…

Zmieszał się trochę, i zaczyna atakować mojego kierowcę:

– A pan to chyba sprawny, to na schody zapraszam….

– To mój kierowca. Z tym gipsem nie wolno mi prowadzić, w myśl przepisów??? – pytam go drwiąco – Chyba, że się mylę….

– No nie. Raczej nie można – i stoi tak koło nas, znosząc mężnie uśmieszki kolegów. Chciał być taki dowcipno – służbowy, a tu trochę się zbłaźnił…. Biedak. Tak powstają anegdoty.

Stoimy, przed sądem. Jest piętnasta. Wychodzi do nas główny prezes tego sądu. Odpowiada na pytania, mówiąc, że niestety tą panią policja będzie zmuszona usunąć z gmachu siłą, bo sąd jest dziś czynny do godziny piętnastej. Jakby na potwierdzenie jego słów, w tym momencie zaczynają opadać kraty zamykające wejście na dziedziniec. Żegna się z nami i znika za stalowymi barierami.

Moją uwagę zwraca, taki chłopaczek kręcący się koło nas. Zagaduję go. On odwdzięcza się pokazując mi wezwanie do sądu na dziś na godzinę szesnasta trzydzieści. Ale numer. Prezes sądu kłamał. Miałem jednak rację wierząc tej kobiecie. Polska to państwo prawa? Jak mam sobie na to pytanie odpowiedzieć. Nie wiem.

Tymczasem policja rozpoczyna tradycyjna zabawę z mediami. Ence, pence, którymi drzwiami, będziemy wyprowadzać. Wszyscy pędzą w kierunku bocznych nie używanych nigdy drzwi. Wyszło przez nie dwóch policjantów. Ja też tam pędzę, ale tak trochę wolniej. Bo gips przeszkadza.

Nie podobają mi się miny tych dwóch stójkowych. Jakieś takie uśmieszki im po twarzach błądzą. Jeden cały czas, coś tam szeptem nadaje do radia. Wracam przed wejście główne sądu,  i słyszę kobiece krzyki za rogiem. No tak tam jest przejście na komendę. Cholerny gips. Nie zdążam.

Po paru minutach bohaterka dzisiejszego dnia wynurza się z czeluści posterunku. Z całym swoim majdanem. Tak nas zrobili. Jak dzieci. I po co to wszystko? Przez jedną dziewczynę? Coś jest na rzeczy. Bali się publikacji zdjęć, jak szarpią ją policjanci. Sam tekst tak na wyobraźnię czytelników i widzów nie podziała. Jak obraz.

Pod wieczór podjeżdżam jeszcze raz pod sąd. Dziewczyna leży na schodach wejściowych opatulona w śpiwór. Chyba śpi. Dookoła transparenty, opisujące jej protest. Parę wycinków z gazet. Robię zdjęcia starając się jej nie obudzić.

A pointa? Polska to państwo prawa. Tak sądzę?

____________________________________________________________

Dodaj komentarz

Brak komentarzy.

Comments RSS TrackBack Identifier URI

Dodaj komentarz