Media na trzeźwo są nie do przyjęcia.


Połowa lat dziewięćdziesiątych, to powstające jak grzyby po deszczu, stacje telewizyjne. Pracowałem w jednej z takich świeżo powstałych stacji. Miałem uczyć młody narybek dziennikarzy, i reporterów. Powiedzmy sobie szczerze, ludzi przypadkowo trafiających z ulicy na wizję, i za kamerę. Niektórzy mieli nawet potencjał, ale niestety większość jeżyła mi włos na głowie.

Razu jednego, pojechałem jako, powiedzmy, kierownik produkcji na materiał, z taką młodą ekipą. Dziennikarka, operator, dźwiękowiec, i kierowca. No i ja. Tak naprawdę, tylko po to, żeby przypilnować, co by sprzętu nie zniszczyli. Temat był jakiś trywialnie prosty. Odsłonięcie pomnika, czy otwarcie jakiegoś innego mostu. Oficjałka po prostu. Max dwie minuty gotowego materiału. Obiekt, wypowiedź oficjela, ewentualnie do tego opinie ludzi.

I tak się zaczęła moja droga przez mękę.

– Pić mi się chce – wyraziłem na głos taką drobną prośbę…

– Ależ proszę panie kierowniku, u Kazia w aucie wszystko jest – kierowca, pan Kazio, typowy taki szczon z poznańskiej eki, podał mi z uśmiechem butelkę soku pomidorowego…

– Pomidorowy….. – nie cierpię soku pomidorowego, nie żeby mi nie smakował, ale zakłóca moje poczucie estetyki….

– Zdrowy, dużo magnezu ma – dodał Kazio mrugając do mnie – i kalorii też sporo – zakończył z szelmowskim uśmiechem…

– Dziękuję – przecież nie sprawię mu przykrości odmawiając….

Zamykam oczy i nos, i piję z obrzydzeniem…. Ale zaraz, dlaczego ten sok tak dziwnie smakuje???? To jest normalnie „krwawa mary”, i do tego doskonale przyprawiona pieprzem i solą. Otwieram oczy i spoglądam na kierowcę. No nie…. Pan Kazio, nadal uśmiechając się łobuzersko, podnosi swoją buteleczkę w geście znanym na całym świecie, i pociąga z flachy łyk. No pięknie, kierowca alkoholik, to co będzie dalej?

Dalej to okazało się, że pani redaktor sepleni. I to tak dość wyraźnie, a właściwie niewyraźnie mówi. I to jak jasna cholera. Pijący Kazio-szofer schodzi na dalszy plan. Układam dziewczynie tekst wypowiedzi, starając się omijać słowa, z tymi naszymi sz, cz, i takimi tam innymi zmorami obcokrajowców uczących się polskiego, i oczywiście zmorami osób sepleniących. Jakoś to wyszło. I nie chcąc dziewczyny zniechęcać, bo wygląd ma na wizję odpowiedni, dodaję:

– Słuchaj dziewczyno, nie przejmuj się, tylko idź do jakiegoś dobrego logopedy, to może on coś poradzi – mówię spokojnie – inaczej nigdy cię na wizję nie wpuszczą.

Nie spodziewałem się, że to był dopiero wstęp. Prawdziwa uwertura czekała na mnie na montażu. Zdjęcia…. Miód…. Bo w takich kolorach… balansu bieli baran nie ustawił, mimo, że mu przypominałem, i biel nie występowała w palecie barw tego materiału. Zarzekał się, że ustawiał balans. Tak, ale niestety jest daltonistą. Kolorów nie rozróżnia. I zamiast białej, wziął kartkę żółtą….dobrze, że nie czerwoną, bo wtedy nic nie udałoby się uratować z tych zdjęć. Nieostrych zdjęć. Bo zapomniał okularów. Chyba tak dla pewności. Żeby przypadkiem niczego dobrze nie zrobić.

Mówię sobie….nigdy więcej nie pojadę na taką wyprawę….

Nie wspomniałem o dźwięku jeszcze. Oczywiście przesterowany jak jasna cholera. Bo dźwiękowiec, Rysio, jest fanem heavy metalu, i wczoraj był na koncercie. I stał koło kolumny. I ogłuchł. Więc podczas nagrania rozkręcał gały na full, żeby coś słyszeć, i tak się nagrało. Taka ścieżka dźwiękowa dla głuchych.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Nigdy więcej nie pojechałem na zdjęcia jako p.o. kierownika produkcji. Pijany kierowca, dziennikarka z wadą wymowy, ślepy operator kamery i głuchy dźwiękowiec. Nic dziwnego, że potem telewizji nie da się oglądać….

____________________________________________________________

Dodaj komentarz

Brak komentarzy.

Comments RSS TrackBack Identifier URI

Dodaj komentarz